Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy stan niebezpieczny?
Sternau wyszedł bez odpowiedzi.
— Niema ratunku! — zawołała Roseta. — Inaczej Carlos nie krzyczałby tak na ojca, nie wyszedłby, pozostawiając mnie bez odpowiedzi. Każda sekunda mu droga, to dowód, że jest źle.
Dała polecenie, by przyniesiono wszystko, co zalecił Sternau. Gdy po kilku minutach doktór wrócił, przynosząc ze sobą apteczkę domową i opatrunki, w pokoju hrabiego wszystko już było przygotowane.
— Co hrabia pił dziś na śniadanie? — zapytał Sternau.
— Filiżankę czekolady.
— Kto przygotowywał czekoladę?
— Ja — odparła Roseta.
— Kto ją przyniósł hrabiemu?
— Służący.
— Hrabia został zatruty.
Sternau powiedział to głosem tak pewnym, że Roseta bezwładnie opadła w fotel.
— Tak, został zatruty okropną trucizną, która nazywa się Pohon Upas. Ale mam nadzieję, że go uratuję. Niech tu wejdą służący, będą mi potrzebni przy puszczaniu krwi.
Hrabia otrzymał przedewszystkiem środek na wymioty, który zaczął działać natychmiast, ale nawet odrobina choćby czekolady nie pojawiła się.
— Tak, to nic dziwnego, — szepnął Sternau. — Od śniadania upłynęło przecież pięć godzin.

70