Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Alfonso stał w oknie pokoju Klaryssy. Na widok gońców rzekł do matki:
— Musiało zajść coś niezwykłego. Hrabia wysłał trzech jeźdźców.
— Dokąd?
— Tego nie mogę określić. Pojechali w kierunku Makaro, lub Barcelony.
— Dowiedz się, mój synu, o powód tej wycieczki. W naszem położeniu wszystko może mieć wielkie znaczenie, a co dopiero wysłanie gońców. Ostrożność nigdy nie zawadzi.
Alfonso otworzył okno i zawołał Alimpa, wracającego ze stajni.
— Kto posłał tych trzech jeźdźców? — zapytał Alfonso.
— Ja, panie, — odparł rządca.
— Dokąd?
— Do Barcelony.
— Z czyjego polecenia?
— Z polecenia condesy.
— Aha. I pocóż to?
— Mają odnaleźć doktora Sternaua.
Alimpo nie miał żadnego poważania dla Alfonsa; odpowiadał krótko i odniechcenia.
— Pocóż potrzebny jest doktór Sternau?
— Ekscelencja hrabia Manuel nagle zachorował. Mam wrażenie, że stracił zmysły.
— Stracił zmysły? Na Boga! — Alfonso udał, że jest przerażony, ale bystry obserwator zauważyłby z pewnością, iż w oczach jego zabłysła radość. Po chwili rzekł do rządcy:

62