Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rem, że ma pilną sprawę w Barcelonie, wyjednał urlop u hrabiego i, wsiadłszy na koń, opuścił zamek.
Notarjusz, Alfonso i Klaryssa brali również udział w naradzie na zamku. Cortejo zorjentował się podczas niej, na jakiej podstawie właśnie na niego padło podejrzenie i tem solenniej postanowił zgładzić Sternaua. Skoro się dowiedział, że lekarz kazał osiodłać konia i wyjechał, zmiejsca przejrzał, że wyjazd ten ma związek ze zniknięciem porucznika. Dlatego opuścił również zamek i udał się drogą okrężną na miejsce, gdzie w nocy zatrzymał się powóz. Nie ubiegło wiele czasu, a zobaczył swego przeciwnika.
Sternau, spodziewając się, iż będzie śledzony, udał, że jedzie do wsi. Po drodze zboczył i przybył na miejsce, na którem rano odkrył ślady. Tu nie zauważył wcale notarjusza, który po jakimś czasie wrócił na zamek.
— A więc sprawy stoją istotnie tak, jak przypuszczałem, — mruknął Cortejo. — Będzie szedł za śladami, ale zgubi je na pewno po drodze. Mimo to trzeba działać szybko.
Na zamku Cortejo spotkał służącego, który niósł filiżankę czekolady dla hrabiego. Po jakimś czasie zobaczył condesę, zdążającą do mieszkania Elwiry.
— Aha — rzekł do siebie — hrabia jest sam. A więc: teraz, albo nigdy!
Pobiegł do swego mieszkania, aby wziąć flaszeczkę, otrzymaną od kapitana. Zabrawszy również tekę z papierami, udał się do swego pana.
Hrabia Manuel siedział sam przy stole; jedno nakrycie wskazywało, że nie należało spodziewać się

54