Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za ironja. Ten człowiek przejrzał mnie nawskroś. Trzeba go będzie unieszkodliwić. Skąd ten djabeł wie, że jacyś ludzie wywlekli porucznika i że ja maczałem w tem rękę? Muszę, muszę usunąć go z drogi. Wogóle horyzont staje się coraz ciemniejszy, ale rozjaśnię go przecież. Hrabiemu przyda się również kilka kropel trucizny. Najlepiej byłoby otruć go, ale chcę się przekonać, czy trucizna moja istotnie prowadzi do obłędu, który zresztą jest może gorszy od śmierci. Obłąkany musi pójść pod kuratelę, a wtedy Alfonso obejmie olbrzymie dziedzictwo, zupełnie, jakby hrabia umarł. Muszę zwyciężyć, choć tyle szkopułów piętrzy się na drodze. —
Sternau zwołał wszystkich mieszkańców zamku i oświadczył im, w tajemnicy przed hrabią Manuelem, że porucznik de Lautreville zginął bez śladu. Wiadomość ta wywołała nieopisane wzburzenie, zwłaszcza, gdy Sternau objaśnił, że ślady, znalezione w parku, wskazują na porwanie. Podejrzenia dotyczące notarjusza Sternau chwilowo przemilczał.
Najbardziej zrozpaczona była Amy. Błagała Sternaua, aby wszelkiemi siłami starał się wyświetlić tajemnicę. Po długich naradach postanowiono przeczekać dzień, gdyż ślady w parku mogły nie mieć żadnego związku ze zniknięciem porucznika, który może poprostu wyjechał na dłuższy spacer. Gdyby w przeciągu dnia porucznik nie dał znaku życia, miano zwrócić się do Paryża, gdzie, według słów de Lautreville’a, stacjonował jego pułk.
Sternau przyjął tę decyzję, ale postanowił sobie równocześnie prowadzić nadal dochodzenie. Pod pozo-

53