Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samo twierdzi mój Alimpo. Nawet noc dzisiejszą spędził lekarz przy hrabi. Teraz udał się do parku.
— Idę z panią. Pomogę pani ścinać róże.
— Będzie to dla mnie wielkie szczęście i zaszczyt nielada.
Niezadługo spotkały Sternaua. Lekarz życzliwie powitał Amy, a ta, podszedłszy do niego, spytała:
— Czy mogę pospacerować z panem, doktorze? A może pragnie sennor być sam?
— Rad jestem ogromnie, że spotykam panią. Właśnie o pani myślałem.
— O mnie? — zapytała nie bez zdziwienia.
— Tak. I myśl o pani przeniosła mię do dalekiego kraju, który ma się stać sennory ojczyzną.
— Mówi pan o Meksyku? Czy go pan zna?
— Doskonale. Przemierzyłem na koniu Texas i Nowy Meksyk. Przez pustynię Mapimi przybyłem do stolicy kraju; bawiłem tam kilka dni, potem spędziłem czas jakiś w Kalifornji, gdzie przyjrzałem się zbliska życiu poławiaczy złota.
— Musi mi pan coś o tym Meksyku opowiedzieć. Przyznam się sennorowi, że odczuwam pewien strach przed tym krajem okrucieństw i gwałtownych namiętności. Gdy sobie przypomnę jego dzieje...
— Tak, historja tego kraju pisana jest krwią, a stosunki w nim i dziś są jeszcze niepewne. Ale tak rozpaczliwie, jak się pani z pewnością wydaje, nie jest. Meksyk to przedewszystkiem jeden z najpiękniejszych krajów świata; stolica jego da pani dużo ciekawych i przyjemnych przeżyć.
— Ale życie prowincji meksykańskiej, doktorze? Po-

45