Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, — rzekł wreszcie — tak sobie pana wyobrażałem. Nigdy nie potrafię się panu odwdzięczyć, ale proszę pamiętać, że jestem i będę wdzięczny sennorowi przez całe życie.
Po tych słowach wziął go w ramiona i ucałował jak własne dziecko.
— A teraz chciałbym zobaczyć pozostałych — poprosił.
— Na dzisiaj niechaj to wystarczy — rzekł doktór. — Trzeba odpocząć przez południe.
— Czy nie mogę teraz zobaczyć mego syna?
— Nie — odparł Sternau, któremu nagle pewna myśl strzeliła do głowy. — Hrabia zobaczy wszystkich pozostałych o zmroku, gdy promienie słoneczne nie będą już tak silne. Proszę bardzo i tym razem być mi posłusznym.
— Cóż robić, słucham pana, doktorze. Ale niechaj radość nie będzie tylko moim udziałem. Postaraj się o to, Roseto, aby cały zamek się cieszył. Niech dzisiaj będzie wielkie święto. Niechaj każdy na zamku przedstawi tobie swe życzenie, a postaram się spełnić każde. Domownicy moi otrzymają dziś dodatkową pensję miesięczną.
Hrabia przerwał na chwilę, zamyślił się, poczem zapytał lekarza:
— Czy ma pan krewnych?
— Mam matkę i siostrę.
— Gdzie mieszkają?
— W Moguncji.
— Czy uważa pan, że mogę czytać?
— Teraz jeszcze hrabia nie powinien.

31