Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Coś niesłychanego, zuchwalstwo bezgraniczne!
Ponieważ służącej nie było w przedpokoju, Alfonso poszedł sam po notarjusza, sprowadził go do pokoju i opowiedział całe zajście.
— Co mam robić? Co mam robić? — zawołał Alfonso, skończywszy.
Notarjusz odparł ostro i stanowczo:
— Musisz milczeć jak grób. Popełniłeś wielki błąd. Któż ci kazał strzelać pod oknami hrabiego? Co? Narażasz nas i siebie. Tu może tylko pomóc kapitan Landola; jadę więc do Barcelony, gdyż przed chwilą otrzymałem od Landoli telegram, że przybyć nie może, gdyż musi być obecny przy wyładowywaniu bagażu.
— Kiedy jedziesz? — zapytała Klaryssa.
— Za jakie pół godziny. Ale wymagam posłuszeństwa, mój Alfonsie. Jeżeli w dalszym ciągu będziesz nieostrożny, przestanę się zajmować twoją osobą. Zrozumiałeś, mój chłopcze?
Tego Alfonso się nie spodziewał. Ojciec nie mówił z nim tak jeszcze nigdy. Wyszedł więc z pokoju, nie odrzekłszy ani słowa.

∗             ∗

W trzy dni później Sternau spacerował z porucznikiem po parku. Od czasu operacji nie opuszczał pokoju hrabiego, był więc spragniony powietrza.
Spotkali Elwirę, która zrywała kwiaty.
— Dzieńdobry — zawołała. — Proszę zobaczyć, co za

28