Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak. Ale musi hrabia być zupełnie spokojny. Jutro będzie można powiedzieć coś więcej.
Hrabia westchnął.
Roseta szepnęła doktorowi, tak, aby ojciec nie słyszał:
— Niech mi pan powie szczerze: operacja się udała?
Odpowiedział również szeptem, promieniejąc radością:
— Tak, udała się.
— Więc odzyska wzrok?
— Tak; ale chwilowo ani słowa więcej. Radość mogłaby obrócić wniwecz moje zabiegi.
Hrabianka nie mogła zapanować nad sobą. Mimo obecności przyjaciółki i Elwiry ucałowała Sternaua w same usta.
Elwira omal nie krzyknęła na ten widok. Opanowała się jednak, szepcąc tylko do siebie:
— To dopiero ucieszy się mój Alimpo, gdy mu opowiem całą historję.
Miss Amy była również zdumiona.
Sternau wyszedł na chwilę z pokoju, by pomówić z porucznikiem.
— Więc już po wszystkiem, doktorze? — zapytał Mariano. — Nie pytam wcale, czy się operacja udała, mówią mi o tem pańskie uśmiechnięte, radosne oczy.
— Wszystko poszło lepiej, niż się spodziewałem, ale przed chorym trzeba jeszcze zachować milczenie. Cóż to za strzelbę trzyma pan w ręce?
— Strzelba należy do don Alfonsa. Odebrałem mu ją — odparł ponuro Mariano.
— Co się stało? Niech pan opowiada.

25