Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ekscelencja zechce mi powiedzieć, w jakim się dziś czuje usposobieniu?
Hrabia odparł z uśmiechem:
— Z wiarą w Boga kładę los mój w pańskie ręce. Śniło mi się, że pan otworzył mi oczy, a sny są często zwiastunami rzeczywistości. Widziałem w nich twarz mego dziecka, widziałem pana porucznika, dziwne tylko, że zamiast syna — we śnie zjawił mi się człowiek obcy, którego mowy nie rozumiałem. Słyszę jakieś dźwięki, cóż to takiego?
— To moje instrumenty.
— Nie boję się ich, gdy są w pańskich sprawnych rękach, które tak polubiłem i którym ufam bez zastrzeżeń. — Kiedyż zaczniemy?
— Zaraz.
Sternau zamienił kilka zdań z paniami, ustawił odpowiednio łóżko chorego, poczem podszedł do okna. Roseta objęła ojca ramieniem i szepnęła mu do ucha, wstrzymując łzy:
— Ojcze, on się modli. — —
Porucznik, który chodził pod oknami na zlecenie Sternaua, również złożył ręce i szeptał:
— Boże, bądź miłościwy. Przywróć choremu światło, a będę cię czcił i wielbił. Amen.
Może w pół godziny po udaniu się Mariana pod okna pokoju hrabiego. Alfonso wyszedł z zamku. Ubrany był po myśliwsku, prowadził na smyczy dwa psy. Służba nie mogła wyjść ze zdumienia, że młody hrabia w chwili groźnej operacji ojca myśli o polowaniu. Przechodząc obok porucznika, Alfonso zobaczył na wierz-

23