Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczekawszy, aż się zupełnie oddalą, notarjusz rzekł:
— Omal nie zdradziłeś się przed nim.
— Nicbyśmy nie stracili na tem — pienił się Alfonso. — Toby dopiero była rozkosz zobaczyć twarze tych ludzi, gdyby się dowiedzieli, że to zwykły rozbójnik.
— Oszalałeś? Zapominasz, że mógłby opowiedzieć coś, co zniszczyłoby nas zupełnie. Porucznik nietylko przeczuwa kim jest, ale wie o tem zupełnie dobrze. Stara się tylko wybadać, kim ty jesteś właściwie. Ale moja w tem głowa, aby go unieszkodliwić.
— A ten Sternau — rzekła Klaryssa. — Zachowuje się, jakby był panem zamku.
— Mimo wszystko przeszkodzimy mu w uzdrowieniu hrabiego — odparł Cortejo. — Sam przecież powiedział, że najmniejsze zdenerwowanie może zaszkodzić hrabiemu. Postaramy się już, aby zdenerwowanie to nie było najmniejsze. —
Doktór Sternau wszedł w otoczeniu obydwóch pań do pokoju hrabiego. Poleciwszy służącym, aby pilnowali drzwi, zamknął je od wewnątrz.
— Kogóż to pan jeszcze przyprowadził, doktorze? — zapytał uprzejmie hrabia, słysząc kroki.
— Hrabiankę i pannę Amy, które mi będą pomocne, jak nikt tu w zamku.
— Dziękuję panu za to, doktorze. A gdzie mój syn?
— Musiałem mu, niestety, zabronić wstępu.
— Czy panie będą miały dosyć siły, dosyć wytrwałości?
— Hrabia może być zupełnie spokojny. Czy jego

22