Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrócę. Nie potrafisz zmusić mnie do niczego siłą, bo jestem zwinniejszy i silniejszy od ciebie. Podstępu z twej strony również się nie lękam.
— Naprawdę? — usiłował szydzić capitano. — A jeżeli powiem hrabiemu, że jesteś rozbójnikiem?
— Zagadną mnie wtedy, gdzie są moi towarzysze, będę zmuszony odpowiedzieć im na to pytanie.
— Człowieku! — ryknął capitano.
— Bądź spokojny, mój drogi. Nie otworzę ust, dopóki i ty milczeć będziesz. Znasz mnie i wiesz, że dotrzymuję słowa. Ale przysięgi wierności nie złożyłem i, jeżeli zechcecie mnie do niej zmusić siłą, czy podstępem, będę się bronił przed wami, jak przed wrogiem. Nic więcej nie mam do nadmienienia.
— Więc to twoje niezłomne postanowienie?
— Tak jest. Ale widzę, mimo ciemności, że wyciągasz nóż, drogi kapitanie. Nie zapominaj, że przez cały czas naszej rozmowy trzymam w ręce nabity rewolwer. Chłopiec wzrósł na mężczyznę i będzie się umiał zachować, jak na mężczyznę przystało. Dowidzenia.
Po tych słowach oddalił się Mariano.
Napróżno herszt wołał go dwukrotnie po imieniu, aby zawrócił.
Capitano zaklął siarczyście i rzekł swoim zwyczajem, na głos:
— Chce wyłamać się na wolność, ale mu się to nie uda. Po jakiego jednak djabła posyłałem go na zamek? Muszę się dowiedzieć, kto mu te wszystkie historje opowiedział.
Herszt zniknął w zaroślach, a Cortejo wyszedł ze swej kryjówki. Udał się do Klaryssy, która oczekiwała

14