Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze.
Po pół godzinie mer, Sternau, Mindrello oraz trzech uzbrojonych policjantów skierowało się przez wybrzeże morskie ku latarni. Po drodze Sternau rzekł:
— Rozdzielmy się chwilowo. Udam wraz z Mindrello, że jesteśmy turystami i że chcielibyśmy obejrzeć latarnię. Co będzie później, zobaczymy.
W towarzystwie przemytnika i policjanta, Sternau udał się pod latarnię. Drzwi główne, prowadzące na górę, były zamknięte. Mindrello zadzwonił; po jakimś czasie w drzwiach ukazał się latarnik i, poznawszy Mindrella, krzyknął w pasji:
— Znowu tutaj! Zabierajcie się do wszystkich djabłów!
Po tych słowach chciał drzwi zatrzasnąć, ale Mindrello wstrzymał go, mówiąc:
— Nie zamykajcie. Chcę obejrzeć basztę.
— Już raz wam powiedziałem, że zakazano. Czyście głusi?
Chciał drzwi zatrzasnąć siłą, gdy naraz stanął przed nim policjant, którego latarnik przedtem nie zauważył:
— Kto ci polecił nie wpuszczać nikogo?
Latarnik cofnął się o kilka kroków:
— Czyż mam pozwolić na to, by pierwszy lepszy włóczęga mnie tutaj niepokoił?
— Czy ten pan wygląda na włóczęgę, grubjaninie? — zawołał policjant, wskazując na Sternaua. — Z rozkazu pana mera oświadczam, że nie wolno bronić wejścia do latarni. Jeżeli jeszcze raz będziesz komu wstręty czynił, utracisz służbę. Zrozumiano?
Mindrello i Sternau weszli do latarni. Latarnik

168