Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma pan słuszność. Trzeba się będzie tem zająć. Przy nawale roboty wywietrzało mi to zupełnie z pamięci.
— Przybyliśmy tu nietylko po informacje. Prosimy pana o pomoc w pewnej sprawie kryminalnej.
— W sprawie kryminalnej? — mer obrzucił swych gości badawczem spojrzeniem. — Czy chodzi tu o zbrodnię?
— Tak. Powiem krótko. Hrabia Manuel de Rodriganda y Sevilla, zamieszkały w swym zamku w Hiszpanji, stracił nagle zmysły pod wpływem trucizny Pohon, Upas, którą mu podstępnie wlano do czekolady. Uczynili to ludzie, którym zależało na objęciu dziedzictwa hrabiowskiego. Zaledwie to stwierdziłem, nazajutrz hrabia znikł bez śladu. Później znaleziono jakiegoś trupa. Zbrodniarze utrzymywali, że to zwłoki hrabiego, wykazałem jednak fałszywość tego domniemania. Mimo moich protestów, pochowano zwłoki, jako zwłoki hrabiego, w grobowcu rodzinnym.
Parbleu! To prawdziwie kryminalna historia. Ale jaki ja mam związek z tą sprawą? Jestem przecież merem we Francji, a to się stało w Hiszpanji.
— Ma pan słuszność. To, co powiedziałem, ani pana grzeje, ani ziębi. Ale, monsieur, proszę słuchać dalej: Szczęśliwy traf naprowadził mnie na ślad porwanego hrabiego; uprowadzono go do Francji i tam pozbawiono wolności.
Canailles! Ale dlaczego panowie do mnie przychodzą?
— Bo kryjówka, w którą hrabiego zaszyto, leży w pańskim obrębie.

166