Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Posłałem cię na zamek, abyś pilnował Gasparina Cortejo i innych, a nie poto, byś wywlekał mi bałamutne zarzuty. Dlatego chcę wiedzieć kto ci nagadał tych bredni.
— O tem się nie dowiesz.
— Zmuszę cię do wyjawienia!
— No, no!
— Sądzisz, że będziesz mnie mógł nie słuchać? Przerachowałeś się, serdeńko. Rozkazuję, abyś w tej chwili wrócił do naszej kryjówki!
Mariano roześmiał się i odrzekł:
— Nie spełnię rozkazu.
— To wyraźny bunt!
— Tak, najzupełniej wyraźny. Zostanę tu i kwita. Cóżby powiedział hrabia Rodriganda o panu de Lautreville, gdyby ten ulotnił się jak łobuz, korzystając z nocy? Poza tem podoba mi się tu wszystko nadzwyczajnie i — dodał z naciskiem — mam zupełne wrażenie, że należę do rodziny hrabiowskiej.
— Czy mam cię zawlec przemocą? Albo oświadczysz w tej chwili, że będziesz mi we wszystkiem posłuszny, albo zabiję cię jak psa!
— Posłuchaj naprzód, co ja ci powiem, — zaczął Mariano z nieodpartym spokojem. — Nie mam do ciebie żalu. Wyrwałeś mnie z mego otoczenia, z domu rodzinnego, ale za twojem zezwoleniem i przy twojej pomocy nauczyłem się wszystkiego, co mi jest niezbędne, abym zajął należne mi miejsce i spełnił przeznaczone zadanie. Dlatego wyrzekam się wszelkiej myśli mściwej, a jedynie powiadam: między nami kwita. Nie wiem jeszcze, co pocznę, ale to wiem na pewno, że do was nie

13