Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle zaniemówił z przerażenia. Do pokoju wszedł Sternau, zamykając drzwi za sobą. Cortejo przyglądał mu się w osłupieniu; ciągle jeszcze nie mógł wykrztusić ani słowa.
— Nie poznaliście mego głosu? — rzekł Sternau tonem zimnym jak lód, ostrym jak nóż.
— A więc to naprawdę Sternau — wyjąkał Cortejo.
Po tych słowach, wypowiedzianych niemal szeptem, wykonał ruch ku drzwiom, chcąc się ratować ucieczką. W tej samej chwili doktór zdzielił go pięścią w głowę tak mocno, że Cortejo padł na ziemię jak worek. Po chwili Sternau związał i skneblował go podobnie, jak Alfonsa. Zamknąwszy i ten pokój, wprowadził hrabiankę do jadalni, w której zebrała się cała służba. Sędzia miejski i sołtys byli tu również.
Zobaczywszy swą panią, służba chciała podejść do niej i przywitać ją, lecz Sternau odsunął wszystkich na bok i rzekł:
— Czy znacie tę panią?
— Tak — zabrzmiała jednogłośna odpowiedź.
— Czy możecie przysiądz, kto to taki?
Zdziwieni tem pytaniem, odpowiedzieli wszyscy:
— Ależ naturalnie.
— Niechaj więc sędzia powie, kim ona jest?
— To hrabianka Roseta de Rodriganda y Sevilla — odparł alkad.
— W takim razie, siadajcie tutaj i zaświadczcie mi na piśmie, że ta pani jest hrabianką. Niechaj wszyscy obecni potwierdzą to pisemnie.
— Poco, w jakim celu?
— Ludzie złej woli dybią na życie hrabianki; przy-

154