Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To byłoby straszne!
— Taki już jego zwyczaj. Czy jest pan głodny, czuje pan pragnienie?
— Nie.
— Strażnik przyniósł podwójną kolację, wiedziałem więc zaraz, że będę miał kolegę.
— Z czego się składa kolacja?
— Z suchego chleba i zgniłej wody.
— A śniadanie?
— Z niczego.
— A obiad?
— Z łyżki gorącej wody, w której pływa trochę fasoli albo grochu.
— I to wszystko?
— Wszystko.
— Jak długo was tutaj trzymają?
— Prawie rok.
— Do kroćset! Na tym wikcie?
— Wikt ten pozbawi mnie życia. Jestem śmiertelnie chory, dlatego też cieszę się, że los zesłał mi lekarza. Wprawdzie nie uratuje mnie sennor, ale będę się mógł przynajmniej dowiedzieć, jak długo jeszcze żyć mi przeznaczono. Oby Bóg dał, by się skończyła jak najprędzej moja męka!
Sternau nie widział w ciemnościach twarzy towarzysza niedoli. Był jednak przekonany, że to nie człowiek złej woli. Pełen współczucia dla nieszczęśliwego, zapytał:
— Jak długo jeszcze macie siedzieć?
— Dwa lata.
— Czy mogę spytać, za co sennora zamknięto?

119