Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez kilka długich chwil. Mariano wstał, aby powiesić gitarę na kołku.
— Cóż sennorita powie o mojej piosence?
— Czy pan ją zaimprowizował?
— Tak.
— Ależ sennor jest prawdziwym poetą. Chciałabym się dowiedzieć, dla kogo pan tę pieśń ułożył?
— Dla pani.
Po tych słowach zbliżył się do niej i, kładąc ręce na jej włosach, rzekł:
— Miss Amy! Kocham panią, ale nie wolno mi jeszcze mówić o tej miłości. Za jakiś czas przecież znajdę panią choćby na końcu świata i zabiorę moje największe, moje najukochańsze szczęście...
Zatonęli w długim, gorącym pocałunku. Po niedługim czasie Mariano opuścił bibljotekę. Amy pozostała, płacząc ze szczęścia i radości. —
Roseta i Alfonso powrócili ze spaceru. Po drodze spotkali listonosza, który wręczył im pocztę. Niemal dla wszystkich mieszkańców zamku znalazły się listy. Notariusz Cortejo otrzymał z Barcelony pismo następujące:

Sennor!

Przed chwilą zawinąłem na mej Péndoli do Barcelony. Podróż przyniosła duże zyski. Oczekuję jak najprędszego przybycia pana, gdyż chciałbym, korzystając z pory roku, wypłynąć znowu na morze.

Henrico Landola.
8