Strona:Karol May - Chajjal.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

remu można powierzyć majątek z tem przeświadczeniem, że z niego nic nie zginie, przy każdym zakupie oszuka swego pana na kilka para lub piastrów, co, rzecz prosta, z czasem tworzy wcale pokaźną sumę.
Z tłumaczami jest jeszcze gorzej. Ilekroć obcy przybysz pójdzie z dragomanem do bazaru, a sam nie zna języka, może być pewny, że dragoman zmówi się z każdym kupcem i, dopomógłszy mu obedrzeć swego klienta, zgłosi się potem po swój udział w zysku. To też każdy obeznany z krajem ofiarowuje zazwyczaj trzecią część ceny, której od niego za towar żądają. Dla sprawdzenia zasady ogólnie przyjętego tu względem przybyszów zdzierstwa, pewien Francuz, władający językiem arabskim, udając jednak, że go nie rozumie, wziął dragomana i poszedł z nim po zakupy. Zaledwie weszli do jednego z kupców, już handlarz, podając klientowi zwyczajową filiżankę kawy, odezwał się do tłumacza: — „No, bracie, trzeba tę świnię chrześcijańską oskrobać! Dam mu towar sheffieldzki, a niech płaci za damasceński.” — Usłyszawszy to, Francuz oświadczył han-