Strona:Karol May - Chajjal.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeszedł w przeciągu godziny trzy razy, ażeby sobie kupić fig. Czy to był tylko łakotniś, czy też czynił to z dziecięcej sympatji? Kiedy zbliżał się do małej, zaczynały jaśnieć jej oczy, a twarz przybierała wyraz wybuchającej miłości. Działo się też to zawsze, ilekroć spojrzała na drugą stronę i oko jej spotkało się z jego okiem.
Teraz nie miał żadnego zajęcia; siedział napół odwrócony od nas w kącie i... płakał, naprawdę płakał. Widziałem jak osuszał sobie co chwila łzy ręką. Czy ten swawolny chłopak umiał być smutnym? Jeśli tak, to nie było to zwykłe dziecięce strapienie, które tu, w tem otoczeniu, wyciskało mu łzy z oczu.
Wzrok małej odnalazł go w kącie; ujrzawszy go płaczącego, przytknęła natychmiast obie ręce do oczu. Między obojgiem tych dzieci musiał zachodzić jakiś serdeczny stosunek. Nie umiem powiedzieć, jak się to stało, i dlaczego tak uczyniłem, dość, że powstałem i podszedłem do chłopca. Widząc mnie przed sobą, wstał i chciał się oddalić, szlochając