Strona:Karol May - Chajjal.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślibym je sam miał pokryć, kasa moja wypróżniłaby się do dna, co w przyszłości mogłoby się dla mnie okazać groźnem.
Nassyr nie wrócił w południe do domu i, jak mógł, wytrwał sumiennie na stanowisku. Pokazał się dopiero o drugiej, kiedy już byłem gotów do drogi. Zakupy Turka tak powiększyły moje pakunki, że musiałem posłać po posługacza. Między podarunkami znalazł się nawet ładny cybuch i haftowany kapciuch z tytoniem. Już na wychodnem oznaczyliśmy Siut, jako miejsce spotkania, w którem się miałem zatrzymać. Obserwując statek, Nassyr nic podejrzanego nie zauważył. Sam nawet był na pokładzie, aby podróż za mnie zapłacić, ale i tam nic osobliwego nie wpadło mu w oko. Obstawał więc przy swojem zdaniu, że moja ostrożność i obawa są zbyteczne. Doświadczyłem jednak już nieraz, że południowiec niełatwo przebacza urazę. Abd el Barak zaś doznał czegoś więcej, aniżeli zwyczajnej przykrości.
Obyczaj wschodni nie pozwalał mi po-