Strona:Karol May - Chajjal.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podwórzu sztywny jak drzewo, powalony moją waleczną, niepokonaną ręką.
Wzruszyłem ramionami z uśmiechem, a on mówił dalej:
— Czy może wątpisz? Byłeś na dziedzińcu. Biada ci, gdybym cię zobaczył i wziął za ducha! Moje ciosy zdruzgotałyby twoje kości, a zmiażdżona dusza byłaby odeszła, jak listek zmiętego papieru. Sam Stwórca nawetby cię nie poznał i nie znalazłbyś dla siebie miejsca w krainach tamtego życia. Allah cię obronił i dlatego powinieneś porzucić chrześcijaństwo, a przyjąć wiarę prawdziwą, która przepaja swych wyznawców bohaterstwem niepożytem.
— Ażeby zostać takim jak ty bohaterem, nie potrzeba zmieniać wiary. Idź teraz po swego pana! Niechaj zobaczy jakie to strachy chciały wypędzić go z tego domu.
— Zawołam go, lecz przedtem muszę sam pomówić z tym człowiekiem, który chciał w nas wmówić, że należy do państwa dusz umarłych.
Zapomniał Selim na chwilę, że Abd