Strona:Karol May - Chajjal.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mną tak, że chusta, zwisając prostopadle, odsłoniła mi jego dolną szczękę i usta. Prawa ręka wysunęła się z pod burnusa, a w niej błysnęło ostrze noża. Niebezpieczeństwo śmierci nade mną zawisło i nie mogłem się wahać już ani jednej chwili dłużej. Błędem byłoby, gdybym się podniósł, bo wtedy łatwo mógłbym się nadziać na nadstawiony nóż. Stoczyłem się zatem błyskawicznie z pod poduszki pod jego nogi i pchnąłem je tak, że runął twarzą ku ziemi. Nóż wypadł mu z ręki, a on sam leżał wpoprzek poduszek. W następnej chwili byłem już nad nim, ścisnąłem go lewą ręką za gardło, a prawą zadałem mu kilka uderzeń w tył głowy. Wykonał słaby kurczowy ruch, którym się jednak nie mógł wyswobodzić, i leżał przez kilka sekund cicho, co pozwoliło mi owinąć sznur dokoła jego korpusu i rąk. Zaczął wtedy wierzgać nogami; ale bezzwłocznie związałem mu je drugim powrozem. Zupełnie skrępowany znajdował się w mojej mocy. Potem zdarłem chustę i, zgodnie ze swojem przewidywaniem, spojrzałem w twarz Abd el Baraka.