Strona:Karol May - Chajjal.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łatwo więc sobie wyobrazić, że nie kazałem się zbytnio prosić i przynaglać. Widelców ani łyżek nie było, jedliśmy więc sposobem wschodnim t. zn. sięgaliśmy rękami do góry ryżowej i ryżowe kule, w palcach utoczone, wkładaliśmy w usta. Słowo „wkładaliśmy“ mogę co prawda odnieść tylko do siebie, gdyż grubas nie wkładał ich tam, lecz wrzucał i, prawie nie gryząc, połykał. Byłem ciekaw, czy kiedy nie chybi celu, przekonałem się jednak, że był zbyt zręczny i trafiał zawsze do otworu. Do częstego obcierania rąk służyły zamiast serwet napół pootwierane cytryny. Śpieszyłem się, jak mogłem, lecz nie zdołałem dorównać memu partnerowi. Kiedy ja zaledwie jedną kulę spożyć zdołałem, w tym samym czasie znikały w jego ustach przynajmniej cztery. Szczęściem, nie jadam dużo, spodziewałem się więc wobec wysokości góry ryżowej, że się nasycę. Właśnie nabrałem znowu pół garści, kiedy poczułem opór. Ciągnę i wyciągam jeden, potem drugi, trzeci i czwarty ciemny włos kobiecy. Musiała mi się twarz przytem mocno