Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Roseta nie spojrzała nawet na brata. —
W pokoju hrabiego wszystko było przygotowa e do operacji.
Hrabia zwrócił się do Sternaua:
— Odkąd straciłem wzrok, oceniam ludzi po głosie. Pański głos budzi zaufanie. Proszę, niech mnie pan zbada.
Doktór Sternau badał już tylu pacjentów, ale nigdy nie był w podobnem położeniu, jak obecnie. Człowiek ten był ojcem kobiety, którą kochał gorąco i beznadziejnie. Uświadomiwszy sobie to wszystko, Sternau westchnął głęboko.
Słysząc to westchnienie, hrabia zapytał:
— Ma pan jakie zmartwienie, doktorze?
— Nie, ekscelencjo, — brzmiała odpowiedź. — Westchnienie moje nie było dowodem zwątpienia, lecz modlitwą do Boga, by udało mi się spełnić to, czego oczekuje po mnie hrabianka.
Hrabia wyciągnął do niego obie ręce i rzekł:
— Dziękuję panu. Kto, będąc zdolnym i dzielnym człowiekiem, wzywa jeszcze Boga do pomocy, temu dowierzam bezgranicznie. Może pan przystąpić do badania!
Sternau informował się dokładnie o przebiegu choroby hrabiego, poczem zaczął go badać. Sposób, w jaki przystąpił do rzeczy, wskazywał lekarzom hiszpańskim, że mają przed sobą siłę wybitniejszą od nich.
Po badaniu hrabia zapytał, co Sternau stwierdził.
Lekarz jednak nie odpowiedział natychmiast.

74