Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szli długo w milczeniu. Przy furtce ogrodowej Sternau wziął rękę Rosety i długo ją całował.
— Dobranoc, Carlosie, — powiedziała.
— Dobranoc...
Sternau miał już odejść, ale Roseta ujęła go jeszcze raz za rękę i wyszeptała:
— Mój najdroższy Karolu, nie gniewaj się, przebacz mi i bądź szczęśliwy.
Po tych słowach zniknęła w zamkowym ogrodzie. — —


59