Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem. Przyjdzie tutaj pożegnać się z nami.
— Nie wierzę. Pójdę do niego sama.
— Czy potrafisz go zmusić?
— Tak — odpowiedziała twardo.
— Wątpię.
— Zostaw już mnie tę sprawę. Czy pójdziesz razem ze mną?
— Tak.
— Więc chodźmy!
Zastali Alfonsa zajętego pakowaniem rzeczy. Na widok ich nie ukrywał wcale przykrego zdziwienia. Poczuli, że chce się ich pozbyć za wszelką cenę.
— Wyjeżdżasz? — zapytała Józefa.
— Tak — mruknął Alfonso.
— Czy zastanowiłeś się nad tem, co ci powiedziałam w dniu wyjazdu ojca do Veracruz?
— Nie przypominam sobie, o czem mówiłaś.
— Więc ci przypomnę. Powiedziałam, że cię kocham i że dlatego chcę zostać hrabiną Rodriganda.
Hrabia odparł szyderczo:
— A tak, do djaska, przypominam sobie teraz, żeś sobie pozwoliła na ten żart niewczesny. Mam nadzieję, że ci już wywietrzał z głowy?
— Ani mi się śni! Termin minął, pytam więc, co postanowiłeś?
— Ha, jeżeli chcesz odpowiedzi, masz ją: ożenię się z kim chcę, w każdym jednak razie z tobą nigdy, rozumiesz, nigdy!
Alfonso pewien był, że Józefa wybuchnie, mylił się jednak, bo nie tracąc równowagi, odparła z uśmiechem:

44