Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kochasz mnie? To zabawne. Zresztą, nic nie mam przeciwko temu.
Józefa, zacisnąwszy pięści, syknęła z gniewu:
— Żądam wzajemności!
— Zwarjowałaś?
— Nie zwarjowałam, ale mogę jeszcze oszaleć!
— Radbym się przekonać.
— Nie życzę ci tego, bo mogłabym cię rozszarpać!
— No, pazury masz wcale ostre! — odparł z gryzącą ironją.
— A więc nie kochasz mnie?
— Nie, słodka kuzyneczko. I nie wyobrażam sobie człowieka, któryby się w tobie mógł zakochać.
Każde jego słowo było dla niej pchnięciem szpady.
— Czy słyszałeś, że miłość można zdobyć gwałtem, siłą?
— Bredzisz.
— A jednak to prawda, której ci dowiodę.
— Zaciekawiasz mnie.
— Jeżeli mię nie poślubisz, stracisz koronę hrabiowską.
Alfonso zbladł. Uświadomił sobie, że Józefa nie cofnie się nawet przed zbrodnią. Odpowiedział więc:
— Opamiętajże się, Józefo. Cóżem ja winien, że nie żywię dla ciebie tych uczuć, któremi ty mnie obdarzasz?
— Ale ja chcę, abyś je żywił. Rozumiesz?! — przy tych słowach uderzyła nogą w ziemię.
— Jeszcze raz powtarzam: opamiętaj się! — rzekł Alfonso poważnie.
— Panowałam nad sobą lata całe. Ukrywałam w piersi miłość, aż mi zżarła serce. Panowałam nad sobą i dziś, gdy drwiłeś i szydziłeś ze mnie. Panuję nad sobą i te-

38