Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, był nim, ale już nie jest. Wyobraź sobie, moja droga, że ojciec mój ma wzrok odzyskać!
— Czy to możliwe? Ależ to byłoby szczęście niesłychane! Opowiadaj, Roseto, opowiadaj!
— Opowiem ci wszystko w powozie, po drodze na zamek. Jedziemy zaraz, nie chciałabym, aby ojciec się niecierpliwił.
Po chwili panie zeszły, by wsiąść do powozu. —
Przed hotelem stały obydwa konie huzarów. Mariano wszedł do restauracji na lampkę wina; siedział nad nią zamyślony, mając ciągle przed sobą parę niebieskich oczu, które zobaczył w oknie hotelu.
Usłyszawszy zajeżdżający powóz, stanął w oknie. Ujrzał na drzwiczkach powozu herb, na którym wymalowana była złota korona hrabiowska w białem polu z literami R.S. pośrodku.
Serce zabiło młotem. Zobaczył ucieleśnienie swych snów, snów, które były przecież rzeczywistością. Przywołał właściciela hotelu i zagadnął:
— Czyj to powóz?
— Hrabiego Manuela de Rodriganda — odpowiedział gospodarz.
— Rodriganda? Cóż jednak oznacza litera S?
— Hrabia nazywa się Manuel de Rodriganda y Sevilla. Właśnie wsiadła do powozu jego córka, hrabianka Roseta.
— Ah tak. Kimże jest ta druga dama?
— To jakaś obca pani. Pan Alimpo, rządca hrabiego, powiedział mi, że jest przyjaciółką hrabianki, Angielką, a jedzie w gościnę na zamek Rodriganda.
Mariano nie wiedział sam, na co ma patrzeć, czy

137