Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tego nie przypuszczam.
— I ja jestem przekonana, że ci dwaj ludzie są niewinni, — rzekła Roseta. — Wierzę, że są uczciwi i wierni.
— Jakżeż w takim razie mógł uciec ten rozbójnik zdaniem hrabianki? — zapytał Cortejo.
— Trzeba sprawę zbadać. Ojciec przywołał pana, abyś się tem zajął.
— Miejmy nadzieję, że uda się ustalić winę i winnych. Pójdę obejrzeć piwnicę.
Dochodzenie, jak się można było spodziewać, nie odniosło żadnego rezultatu. —
Sternaua zbudził również hałas, panujący na zamku. W korytarzu spotkał małego rządcę, który miał minę ogromnie zakłopotaną.
— Czy pan wie, doktorze, — rzekł Alimpo — że ten łajdak, ten morderca, uciekł?
— Czy być może? — zawołał Sternau z przerażeniem.
— Ależ tak, to prawda — odpowiedział Alimpo. — Uciekł, jest już za górami, za lasami. Moja Elwira mówi to samo.
— Ale w jaki sposób udało mu się uciec?
— Tego nie wie nikt, nawet moja Elwira. Postawiłem przecież pode drzwiami dwóch ludzi. Don Alfonso sam był w nocy przed piwnicą, aby sprawdzić, jak go pilnują. Widział jeńca na własne oczy. A dziś rano, gdy otworzono drzwi piwnicy, jeńca nie było.
— To dziwne! Trzeba to zbadać, bo jeżeli tego człowieka nie uda się odszukać, zagadka napadu pozostanie niewyjaśniona.

129