Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kierunku. Młody hrabia podobno wrócił, należy zbadać stosunki w rodzinie hrabiego. Ale jak? Przez kogo?
Po chwili namysłu uśmiechnął się i, wierny swemu nałogowi, znów mówił na głos:
— Przyszła mi zabawna myśl do głowy! A gdyby tak posłać Mariana, by się dowiedział o wszystkiem? Tak, on jedyny nadaje się do tej roli dzięki wytwornemu obejściu. Nauczyłem go przecież wszystkiego, co niezbędne jest człowiekowi z dobrego towarzystwa; umie jeździć konno, fechtować się, strzelać, pływać, jest przytem silny i odważny, wierny i przywiązany, mądry i sprytny — tak, jego wyślę! Notarjusz nie widział go nigdy, nie pozna więc, nie będzie nawet przypuszczał, że ten młody, miły i sympatyczny człowiek jest tym samym chłopcem, którego swego czasu chciał sprzątnąć ze świata. To będzie koncept pierwszorzędny!
Zachwycony swym pomysłem, kapitan udał się na spoczynek.
O świcie, ledwie przetarł oczy, wszedł do celi jeden z rozbójników i zameldował:
— Starzec, który przywędrował do nas wczoraj, zmarł przed chwilą.
— Doskonale. Wyprawcie mu pogrzeb, tylko mnie nie mieszajcie spokoju. Czy Mariano już wstał? Jeżeli tak, niechaj tu przyjdzie natychmiast.
Po chwili wszedł Mariano. Powitał herszta, jak zwykłe, raźnie i serdecznie.
Kapitan wskazał mu krzesło i zapytał:
— Gdzie jest twój kary ogier?
Mariano zarumienił się z radości na wspomnienie konia.

99