Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśli się zamroczyły; nawpół śniłem, a nawpół czuwałem, i wreszcie zasnąłem całkowicie. Nie okryłem się kołdrą, wskutek czego wybił mnie ze snu chłodniejszy wiew powietrza. Z gwiazd odczytałem, że za godzinę zaświta.
Niebawem usłyszałem tętent kopyt z północy. Wyszedłem naprzeciw dźwiękowi, poczem położyłem się na ziemi. Nadciągał oddział jeźdźcćw, Na czele sunęło dwóch, jeden biały, drugi czerwony, zapewne przewodnik. Podniosłem się i zawołałem zmienionym głosem:
Halloo, messurs! Dokąd to?
Obaj osadzili konie i chwycili za broń. Biały odezwał się:
— Kogo to może obchodzić, dokąd jedziemy? Zbliż-no, młodzieńcze, i pokaż mi się, jeśli nie chcesz dostać kulki!
— Czy nie umie pan witać ludzi należycie, mister Emery?
Emery! Ten drab zna mnie! Kto może — — Do piorunów. toż to ze mnie kiep! Przecież nikt inny, tylko stary Charley, którego nazywacie Shatterhandem! Podejdź, mój drogi, i powiedz, gdzie się ukrywa Apacz!
— Zejdźcie z koni; potem się dowiesz. Musimy się tutaj zatrzymać. Czy wszystko w porządku Emery?
— Wszystko.
— A Jonatan?
— Jedzie za nami ze swą piękną Judytą. Dun-

22