Strona:Karol Mátyás - Sosnowianie.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powolny i poważniejszy taniec niema dla nich żadnego uroku, a z takiego tańca jak kadryl i polonez, pewnieby się śmiali. Przypisują sobie także większą wytrwałość w tańcu, mówiąc: «Chłop na wsi bedzie táńcuł cały dzień i całą noc, a w mieście potrafiłby to kto? W mieście táńcą se tak powoli, potem se znów odpocną, pobawią sie, pojedzą troche, potem znowu táńcą, a u nás to se rás jino pojé, a potem już całą noc táńcuje...»
Tak jest w rzeczywistości: od chłopów trzeba się uczyć wytrwałości nietylko w pracy, lecz także w zabawie.
Niemoralność miejską znają doskonale. Dziewczęta miejskie, a i panny kokietki stoją bardzo nisko w ich oczach z powodu swego niemoralnego życia. Znają także dobrze owych miejskich «łogusów, drábów,» co się tylko włóczą, gonią po ulicach, piją po szynkach i dziewczyny zwodzą, przypatrzyli się bowiem nieraz w Krakowie wieczorem, a nawet we dnie ich niecnym wybrykom. Ba! już niejedna sosnowska dziewczyna doznała od podobnych drabów zaczepki na ulicy, niejedna nieostrożna znalazła się w ich rękach, lecz uwolniła się od nich krzykiem i wezwaniem pomocy swoich i ocaliła swą czystość. Draby owi używają w podobnym razie podstępu i wabią same chodzące dziewczyny do podejrzanych szynków i płacą im wódkę lub piwo, wieczorem zaś i w nocy bezczelnie gonią za nimi i chwytają je «oper» (obces) na ulicy. Niema bezpieczeństwa w mieście poczciwa dziewczyna we dnie, a tem bardziej w nocy. Wiedząc o tem dziewuchy, nigdy same (szczególnie wieczorem) nie chodzą lecz trzymają się ile możności osób starszych lub chłopców, z którymi im zawsze bezpieczniej.
Powiadają Sosnowianie, że w mieście skoro się tylko ściemni, ujrzeć można parę za parą «(kázdy prowadzi swoje»), rozmaitych drabów i włóczęgów, a najwięcej żołnierzów, którzy gonią za dziewkami i zaczepiają na ulicy. Najczęściej są nimi zaludnione planty, gdzie prawie wszędzie na ławce w cieniu czułą zobaczysz parę. Ztąd sama nazwa «planty» ma u Sosnowianów najgorsze znaczenie.
Co do chłopców, którzy w wojsku w mieście służą, chwalą sobie miasto i życie miejskie, służbę zaś wojskową jako uciążliwą ganią. Wstąpiwszy do służby z początku tęsknią bardzo za domem, przykrzy im się, lecz potem przywykają do życia wojskowego, miejskiego, i przyjemnie im czas z kolegami spływa. Lecz wdając się z rozmaitymi urwiszami, zganiańcami z całego świata, których w wojsku pełno, przejmują od nich wszelkie najgorsze przywary, psują się, a co najgorsze, przyszedłszy do domu zarażają młode i do złego pochopne wiejskie pokolenie.
O mieście, a mianowicie o Krakowie i jego mieszkańcach śpiewają Sosnowianie wiele piosnek, przeważnie okolicznościowych, które podzielić można na dwa działy: pierwszy stanowią te, w których Kraków podrzędną zajmuje rolę, np:

Od Krakowa jadę, zielony tráwnicek
Rombie podkóweckom cisawy kónicek.

albo:

W Krakowie, we Lwowie świci sie krzyzycek,
Który ładny chłopiec bedzie mój męzycek.

Drugi dział stanowią śpiewki, które rzeczywiście mówią o mieście i to najczęściej albo o Krakowie, albo o Lwowie, albo o Wadowicach. Przytoczę ich kilka: np.

Nie kcę panny z miasta, boby mie zniscyła.
Jesce w łózku lezy, jużby kawe piła.

W Krakowie, we Lwowie mój wiánecek wisi
Na złotem łańcusku, na jedwábny nici.

Krakowiácek jedzie, Krakowiácek stoji,
Bo sie Krakowiácek nicego nie boji.

W Krakowie na wiezy
Malowany lezy;
Któz go ta malowáł.
Farby nie załowáł?


    Nie twierdzę, że to jest zdanie ogółu, lecz większej części, która pracę miastowych, pomijając rzemieślników i wyrobników, lekcewaey i niewielkie natężenie jej przypisuje. Ci, którzy pracują duchowo, np. urzędnicy, sędziowie, profesorzy, popsują trochę głowy, a zresztą dobrze i wygodnie żyją, jak panowie. Według ich zdania, oni tylko pracują a ciężko, od rana do nocy, a przytem biedę cierpieć muszą. „Nás Pánbóg do práce stworzuł,“ powiadają.