Strona:Karol Mátyás - Sosnowianie.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nich zając, który przypadkiem tam spał, a teraz obudził się ze snu. Góral głupi ujrzawszy biegnącego zająca zawołał: «Bie jacy! choć ono nie duziutkie, a ji tak ksepciutkie było» myśląc, że to źrebię, które on wysiedział.
W czasie wielkiego odpustu kalwaryjskiego, albo obchodu Wielkiej Nocy zwracają Sosnowianie baczną uwagę na górali, słuchają ich rozmowy, śledzą każde ich poruszenie itd. Potem opowiadają sobie o nich w domu rożne rzeczy, które wpadły im w oko jako dziwne i śmieszne.
W Kalwarji co roku przedstawiają w Wielki Piątek Piłata i Pana Jezusa. Na podwyższeniu («gánku») siedzi na tronie Piłat w czerwonej koszuli, z długą białą brodą z konopi, a przed niego przyprowadzają przebranego za Pana Jezusa. Jednego roku, gdy górale ujrzeli Piłata na tronie, natychmiast poklękali i zawołali chórem: «O witáj, psewitáj psenájświętsą Piłatą!
W dzień Matki Boskiej Zielnej (Wniebowzięcie M. B.) puszczają race na górze Kalwaryjskiej. Jednego roku górale ujrzawszy pierwszą racę upadli na kolana i zawołali: «O witáj, psewitáj psenájświentsa kisico!..»
Opowiadają bez liku anegdoty o góralach, tak np. o góralu, który «maścił wróblą nogą przez całą zimę» itp.
Język, którym górale mówią jest także przedmiotem śmiechów i natrząsań. Sosnowianie przy każdej sposobności podchwytują górali i potem ich przedrzeźniają. Tak np. podchwycili słowo: «gazda» i przekręcili na «gwazda»; teraz zaś samych górali gwazdami, a mowę ich «gwazdaniem» nazywają[1] W śpiewkach, które mówią o gorálach, przekręcają słowa na sposób ich mowy, np.:

Gorálu, gorálu kiepskoś napás kozy,
Psydzie stary gorál, nie dá ci wiecezy.

albo porównaj poprzedzające śpiewki i powiastki.
Tak samo, jak z mowy górali śmieją się także z ich ubioru, sposobu, życia, obyczajów itd. Długie ich włosy, z których możnaby pleść warkocze, są dla nich wstrętne, może bardziej dlatego, że je mieszkańcy gór smarują sadłem lub inną tłustością i że w ten sposób zanieczyszczają swe głowy, mianowicie czynią je siedliskiem brzydkich owadów i kołtunów. Z krypców śmieją się, chociaż w nich chodzić wygodnie, bo w tych stronach, gdzie za najmniejszym deszczem błota i wody dużo, nie miałyby racji bytu. Tak samo inne części ubrania, jako to: kapelusz, czapka, gunia, spodnie, serdák, nie podobają im się z prostej przyczyny, że ich tu nie noszą.
Śmieją się także z górali, że gdy idą «w poseliny» tj. na swaty, mówią: «Psychodzemy tu od nasyk do wasyk, zeli tyz nie dácie wase wegieliny za nasego chlastaca?»[2], albo, że chodzą w zimie «na pytacke» (tj. po prośbie) do ziem niżej położonych i żebrzą[3], albo że trudnią się druciarstwem itp.
Wreszcie Sosnowianie są dumni, że mają urodzajniejsze i piękniejsze pola niż górale, jak świadczy często powtarzana śpiéwka:

Gorále, gorále, górále sałase,
Lepse nase pola niźli wase lase,[4]
Bo po nasych polach pszenisia sie rodzi,
A po wasych lasak trzysta wilków chodzi.

Jeżeli się zastanowimy nad tem wszystkiem, cośmy wyżej w imieniu Sosnowianów o góralach powiedzieli, poznamy, że obraz ten, aczkolwiek pod niejednym względem prawdziwy, bardzo jest przesadzony. Górale nie są takimi, jakimi ich przedstawiają Sosnowianie; jak każdemu wiadomo, jest to lud krzepki, żwawy, pod względem psychicznym uzdolniony, przebiegły, choć nie tak rozsądny, jak mieszkańcy nizin. Przy swoim temperamencie mogą się nieraz w słowach i czynach swoich śmiesznymi wydawać, lecz nie można twierdzić, że są ludem głupim i ciemnym, jak twierdzą Sosnowianie. Ubranie ich jest dogodne, odpowiadające okolicom, które zamieszkują; zajęcie, np. druciarstwo nie przynosi im wcale hańby i nie jest śmieszne, a że chodzą zimą w niziny na t. z. pytackę, to nie dziw, bo nie mają w domu utrzymania, przy małych zasobach, a wielkich stosunkowo potrzebach. Zaznaczyć jednak w końcu trzeba, że nasze młodsze wiej-

  1. Ztąd wszelkie gadanie, paplanie, gwazdaniem nazywają.
  2. Por. Wacława z Oleska: Pieśni polskie i ruskie ludu galic. Lwów 1883. str. 44 nr. 143.
  3. Podobno nawet zamożni gospodarze („gazdy“) chodzą na pytacke w niziny i dostają po domach jako jałmużnę ziemniaków, chleba, pieniędzy.
  4. Zamiast lasy, dla rymu.