Strona:Karol Mátyás - Podania i baśnie krakowskie.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   10   —

rynsztokami płynąć będzie, a kościół Panny Maryi będzie snopkami poszyty“.[1] Wtedy obudzi się to wojsko, chwyci za broń i odbierze nieprzyjacielowi (mówią, że Turek będzie tym nieprzyjacielem) napowrót Kraków. Niejeden żołnierz (strzelec) z fortu na Krzemionkach, stojąc na warcie między 11tą a 12tą godziną w nocy, widział to wojsko, jak się musztrowało — ogromna jest tego czerniawa, wszystko na koniach. Głosów ludzkich nie słychać, jeno tentent, rżenie koni i szczęk szabel. Wśród ciszy nocnej strasznie wygląda.
Nieraz słychać w tem wojsku muzykę — nie głośną, lecz jakąś przytłumioną, słodka, dziwną... Żołnierzom bardzo się ta muzyka podoba, mówią, że prześliczna. Najczęściej gra muzyka marsza Dąbrowskiego. Nikt widzieć nie może, zkąd się bierze to wojsko, zjawia się bowiem w oczach, nagle jakby z ziemi wyrosło — od razu w uniformowanych wzorowo szykach.

Raz stał żołnierz na Krzemionkach na warcie o tej porze w nocy, kiedy to wojsko zwykło się zjawiać. Żołnierz był „szwab“ (jak opowiadają); dla zabicia nudy zapalił sobie cygaro, choć to jest w takiej służbie surowo wzbronionem. W tem widzi, jak się od mustrującego wojska polskiego odłączył oficer i wolnym krokiem zmierza

  1. T. z. że taki będzie spustoszony, z dachu odarty, a taka nędza będzie, że go tylko snopkami słomy pokryją.