Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pieśni przecudne, bo to były te, które śpiewałyśmy razem, i wtedy dopiero Noc się zlitowała i wskazała jej drogę.
— A czas upływał okrutnie.
— I matka przybiegła do krzaka róży, okrytego śniegiem, i tuliła go do siebie tak mocno, tak gorąco, tak wiosennie, jak ja ciebie przytulę, — że krzak ożył, zazielenił się i rozkwitł i wtedy wskazał jej drogę.
— Znalazłyśmy ten biedny krzak raz na spacerze — pamiętasz? — a jego skromne kwiaty cieszyły nas więcej od wszystkich innych.
— Śmierć uciekała tymczasem coraz dalej, aż biedna matka, zatrzymywana przez coraz to inne przeszkody, przybiegła nad Morze i zrozpaczona chciała się w niem utopić. Ale Morze zlitowało się i rzekło: „Wypłacz tylko do mnie swoje oczy, bo nie mam tak pięknych pereł u siebie, a przepuszczę cię i wskażę ci drogę“. I matka wypłakała swoje oczy i poszła dalej ślepa.
— A gdy ty raz byłaś nieposłuszna i nie chciałaś pić lekarstwa, zapytałam cię: Czy chcesz, żebym i ja sobie oczy wypłakała do morza? A ty odpowiedziałaś: Nie, mamusiu, nie chcę, ty masz takie śliczne oczy, nie płacz! — i piłaś odważniej niż pił truciznę ten grecki mędrzec, o którym ci opowiadałam.
— Ale potem zjawił się Wilk, który powiedział, że Śmierci wydarł dziecko ktoś większy i silniejszy: a tym był Pan Grób. A Pan Grób był cały zielony zprzodu, miał krzaki i drzewa jako wąsy i brodę, i trzymał dziecko w zamknięciu zazdrosnem, ale jego trumna świeciła zdaleka i dawała znaki.
— I matka przyszła na grób i spytała: czego chcesz? Pan Grób odrzekł: Spodobałaś mi się, daj mi swój pierścionek ślubny i daj mi siebie. Wypuszczę zdobycz na