Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wielki jeździec

Długa, długa była noc i sny w niej okropne. Zbudził się wreszcie z radosnym okrzykiem. Ale ręce jego były jeszcze skrępowane, a ciało nagie. Spojrzał naokoło.
Pod palmą siedział szejk, pan jego, fajkę paląc, i gładził ręką złote włosy swojej córki, która mu Księgę Świętą czytała.
— Zulimo — mówił — zapominam o myślach mędrca-poety, patrząc na ciebie, ale wierzę prawie, że mi je twój widok znowu powraca.
Opodal pasły się konie szejka, a w powietrzu krążył orzeł.
Człowiek, leżący na ziemi, usiłował powstać, lecz uczuł powróz na szyi. Był przywiązany do pnia jednej z palm, która nań cień rzucała.
Usłyszał szmer strumyka. Odwrócił głowę i ujrzał go tuż przy sobie. Chciał weń ręce włożyć, ale ręce były skrępowane. Chciał głowę zgiąć i napić się wody, wtem go coś szarpnęło. Szyderczy śmiech szejka obił mu się o uszy, a Zulima rzuciła nań kamieniem.
Raptem przypomniał coś sobie. Chwycił powróz w zęby i rozerwał go, naprężył muskuły i pękły sznury na rękach.