Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie dostał dwójki, uważał, nie swawolił, co chłopaka trochę gniewało.
Śpiący na łóżku jegomość nie dawał znaku życia, chociaż wiedział, że kawa jego dymiła już na stole. Gołe nogi wystawił poza kołdrę, drzemiąc w najlepsze. Wreszcie zapytał:
— A która tam godzina?
— Już trzy kwadranse.
Ale dyurnista usypiał i śniło mu się, że wstaje, patrzy na zegar, widzi, że dopiero pół do ósmej i kładzie się znowu spać. Żona bała się budzić go energicznie, ale miała swój sposób. Wzięła z pod pieca biedne psisko, opierające się ze wszystkich sił, przyciągnęła je za przednie łapy do łóżka i oparłszy te łapy o krawędź łóżka, cofnęła się. Skutek był cudowny: pies zaczął pilnie lizać twarz swego pana i wylizał go ze snu.
Wtedy pan Stanisław Wyka, herbu Ślepowron, zaprodukował swój niepatentowany jeszcze sposób wstawania. Zamknął oczy, skurczył się jak sprężyna, a potem jakby go sto pcheł nagle ukąsiło, wypadł,