Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/56

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Wtem zabłysnął jakiś punkt świecący.
    Była to może gwiazda. Około niej skupiły się wszystkie myśli dyrektora, a jedynym jego celem było teraz ująć tę gwiazdę, by wciąż patrzyć na nią i posiadaniem jej obronić się przeciw jakiejś niewidzialnej sile, która się doń zbliżała.
    Leciał z wyciągniętymi rękami, a lękał się okropnie, żeby jaki wicher lotu jego nie skrzywił. Ale obawa była płonną.
    I miał już w ręku to, za czem gonił, ten punkt świecący. Okazało się, że jest to złoty zegarek, zimny w dotknięciu, opatrzony sekundnikiem. Dyrektor prawie płakał z radości. Podniósł zegarek do góry, wywijał nim tryumfalnie, jakby się chciał przed kimś chwalić i krzyczał:
    — Czas! czas!...
    Teraz patrzał ciągle na cyferblat, rachując godziny. Każdy upłyniony kwadrans odczytywał na głos, pokazując go palcem.
    Trwało to długo i dyrektor cieszył się bardzo z posiadania zegarka, który się stał prawie częścią jego własnej istoty, drugiem sercem. Przemyśliwał nad tem,