Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzkiemu te obszary bez granic, które dotychczas swem nieprzeźroczystem cielskiem zalegała. Dyrektor widział już naokoło siebie tylko niebo i gwiazdy.
Ale podróż ta nie dziwiła go wcale. Całe niebo nie robiło na nim innego wrażenia, jak to, jakieby zrobiła pierwsza lepsza karta astronomiczna, przedstawiająca niebo. Jedna tylko rzecz go niepokoiła. Nie mógł się zoryentować, w jakim kierunku lecą. Dotychczas zdawało mu się, że się wznoszą, lecz było także możliwe, że spadają. To spadanie wyobraził sobie naraz tak silnie, że zakołysał się, zaczął krzyczeć i machać rękami, szukając punktu oparcia. Grimmer jednem wyciągnięciem ręki uspokoił go.
— Gdy małym dzieciom śni się coś podobnego, mówi się im, że rosną.
— Dziękuję ci profesorze, że mi przywracasz równowagę.
— Równowagę? jak to rozumiesz?
— No... równowagę, Gleichgewicht. Ale jedno pytanie. Wznosimy się, czy spadamy?