Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

liczyć na pobłażliwość u osoby, będącej w takiem usposobieniu. Mógłby nawet, gdyby jej pierwsze słowa były po temu, zabawić się w »tajemnicze zjawisko«, ale musiał to prędko uczynić, póki ktoś trzeci nie wejdzie... Wahał się.
I rzeczywiście, ktoś otwarł znowu drzwi w drugim pokoju i jakiś głos kobiecy zawołał:
— Zosiu!
Zosia milczała.
— Zosiu! czyś nie widziała gdzie mego kluczyka od szufladki w saloniku?
— Nie widziałam.
— Kłamiesz! Wzięłaś mi go!
Zosia zerwała się, wyjęła kluczyk z szuflady i krokiem energicznym poszła do drugiego pokoju.
— Skradłaś mi go! — krzyknął ów drugi głos kobiecy.
Kompozytor wstał i zdaleka patrzył na tę scenę. Kobieta, która tak szkaradnie posądzała Zosię, była damą starszą od niej, może matką lub ciotką.
— Tak jest, skradłam go! — rzekła