za kawałek waryata, na którego wybryki trzeba być wyrozumiałym; roztaczał wreszcie nad nim rodzaj kurateli, co mu tem łatwiej przychodziło, że Grimmer nie starał się nigdy imponować swoją inteligencyą, prostactwa zaś jego stawały się nieraz tak niezgrabnemi i przesadnemi, że przekraczały granice rozmyślnej obrazy, i dyrektor mógł zachowywać się wobec nich, jak król wobec żartów nadwornego błazna. Grimmer korzystał ze swego przywileju, który mu dawał swobodny modus vivendi z dyrektorem, zresztą jego potrzeba szczerości, objawiająca się dotąd w ironii, znajdowała w ten sposób nowe ujście. Obaj grali komedyę: dyrektor starał się upokorzyć Grimmera pobłażaniem; Grimmer, któremu zresztą niewiele chodziło o moralne zgnębienie dyrektora, miał nadzieję, że ludzie zaliczywszy go wreszcie do gburów lub waryatów, przejdą nad nim do porządku dziennego i dadzą mu spokój.
W ten sposób wywiązała się dziwna komitywa między dwoma sprzecznymi charakterami. Wnet jednak zasmakował
Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/16
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.