Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie ktoś usiadł naprzeciwko niego, pochylił go w tył i położył mu ciężką rękę na piersiach.
A to pani, pani Maran... dobrze... tak mi przyjemnie... jestem trochę chory... ale to przejdzie... dlaczego pani rozwiera swoje palce na moich piersiach... precz... luba, słodka pani Maran... do licha jestem zanadto grzeczny... jestem przecież panem Maran, a ty jesteś panią Maran... szmato jakaś... mam prawo... podnieś nogę i połóż na mojem kolanie... tak rozkazuję... oh, nie ciśnij... duszę się...
Doróżka zatrzymała się. Nad mężczyzną duszącym się w gorączce astmatycznej pochyliły się rozbawione, rozdrażnione, rozpustne twarze kobiece, a nasmarowane karminem usteczka szeptały:
— A to się urżnął!...
On zaś upatrzył sobie jedne wielkie usta i pragnienie pocałunku skojarzyło się w jego umyśle z nadzieją, że te usta wetchną w jego płuca nowy, wielki zasób świeżego powietrza. Nie mógł się dźwignąć, wyciągnął tylko ręce, zwinął wargi