Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hurra! — odrzekli żołnierze.
I starły się oba wielkie wojska, chmury dymu zaścieliły równinę. Genialne zwroty i ataki rywalizowały z cudami waleczności, armaty pękały od strzałów, sztandary jak żagle rozwijały się nad morzem krwi, dokazywano czynów, którychby Homerowi starczyło na dwadzieścia Iliad.
Po kilku godzinach nierozstrzygniętej, najzacieklejszej w dziejach walki, oderwały się od siebie oba wojska i wróciły na swe stanowiska. Jak dwa żubry, które zwarłszy się w lesie w walce o samicę, rozczepiają strzaskane rogi i broczą krwią z łbów poranionych.
Na kraju równiny, która była polem bitwy, rosło ogromne grube drzewo. Pod to drzewo skryli się dwaj żołnierze z obu przeciwnych obozów, szukając ochrony przed gwiżdżącymi zewsząd kulami. Zrazu poszli oni byli w bój ochoczo, zagrzani ogólnym entuzyazmem, uniesieni ogólną wściekłością, wrzeszczeli, kłuli i rąbali jak wszyscy, przytłumiając gwałtownymi ruchami czołgającą się w sercach