Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zachrypły poszczek pantery. Poprzez odgłosy te płynęły spokojne, miarowe słowa Vajasrawy, tętniące, wyraźne, których głębokie brzmienie było dziedzictwem niezliczonych pokoleń, udgatarów, śpiewaków wedyckich pieśni ofiarnych.
Dopuszczano mnie do prelekcyj owych, gdyż Vajasrawa powziął ku mnie pewną sympatję. Twierdził nawet, że urodziłem się pod zbójnicką konstelacją i że przyłączę się w swoim czasie do sług bogini Kali, toteż uznał za potrzebne, bym słuchał jego nauki, która rozbudzi drzemiące skłonności.
Dowiedziałem się przeto mnóstwa ciekawych rzeczy o rozmaitych sektach bogini Kali, zwanych powszechnie rzezimieszkami i zbójami, oraz o ich przeróżnych zwyczajach i obyczajach. Niezwykle pouczające i niezwykłe były tematy czcigodnego mistrza. Oto niektóre z nich dla przykładu: — O użyteczności wszetecznic dla wprowadzania w błąd policji. — O znamionach przekupności u wyższych i niższych urzędników, oraz wysokości sum potrzebnych. — Do szczytu sprytu i znajomości człowieka, oraz niesłychanej logiki wnioskowania doprowadził nauczyciel w rozprawie na temat: — W jaki sposób i czemu łotrzyk poznaje łotrzyka na pierwszy rzut oka, zaś nie czynią tego ludzie uczciwi, oraz jakie korzyści stąd płynąć mogą. — Podobnie świetną była prelekcja na temat: — O głupocie strażników nocnych wogóle. Interesujące wskazówki dla początkujących. — Podczas tych wszystkich wykładów tętniła omrocz leśna śmiechem tak ochoczym, że zbiegano się zewsząd do obozowiska, pytając co się stało.
Również i czysto techniczne, fachowe zagadnienia umiał niezrównany mistrz przedstawiać słuchaczom w sposób pociągający, to też nie zapomnę nigdy jak