Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VI.
TERASA BEZTROSKI.

Gdy już noc zstąpiła głęboka, udaliśmy się wraz: z Somadattą, przybrani w ciemne szaty, wysoko zakasane, z mieczami w rękach, ku zachodniej stronie domu bogatego złotnika, zbudowanego jak pałac prawdziwy, posiadającego obszerną terasę, opartą o stromą skałę, pod którą rozwarta była głęboka czeluść. Wydostaliśmy się na nią przy pomocy długiej tyki bambusowej, wykorzystując zręcznie nieliczne załomy ukrytej w cieniu skały i przelazłszy z łatwością przez, okalający ją mur, znaleźliśmy się na terasie przyozdobionej palmami, drzewami asoki, oraz przepysznemi kwiatami wazonowemi. Księżyc, nie oświecający skały, oblewał jasną poświatą terasę i przy jego blasku zobaczyłem moją pięknooką pogromczynię, bawiącą się sercem mem niby piłką, obok niej zaś drugą dziewczynę. Ujrzawszy ją, zacząłem drżeć całem ciałem, tak, że musiałem, nie chcąc upaść, objąć ramieniem parapet terasy i to dotknięcie zimnego kamienia przywróciło mi zmysły. Somadatta pospieszył do swej ukochanej, która zerwała się z lekkim okrzykiem, gdy go zobaczyła.
Opanowawszy zmieszanie, zbliżyłem się do Vasitthi, która wydała się zdumiona obecnością moją