Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oto jest, czcigodny Vajasrawo, jaskinia oszczepów, gdzie masz z wyroku sędziego piekieł podać się karze. Będziesz mianowicie przez dziesięć tysięcy lat przeszywany nieustannie oszczepami, potem zaś stosownie do reszty twych czynów odrodzisz się ponownie na ziemi.
Potem rzekł psiogłowiec:
— Wiedz, o czcigodny, że ile razy spotykają się dwa groty w twem sercu, mija tysiąc lat kary.
Skończywszy mówić, podnieśli obaj broń i jęli kłuć Vajasrawę, a jednocześnie skierowały się weń inne oszczepy tak, że ciało jego pokryła niby chmura ptaków krwiożerczych, szarpiących dziobami ścierwo padliny.
Widok ten, oraz przeraźliwe wycie Vajasrawy, odebrały mi zmysły.
Zbudziwszy się, spostrzegłem, że leżę pod drzewem w lesie, u stóp ascety.
— Czyś widział, Angulimalo? — spytał.
— Widziałem panie! — odparłem.
Nie śmiałem dodać: ratuj mnie... bo jakże mógłby zostać uratowany taki jak ja potwór.
— Gdy po śmierci znajdziesz się na tamtym świecie, Angulimalo, czy sądzisz, że kara taka za surową dla ciebie będzie? — spytał.
— Nie będzie za surową!
— Czy warto, Angulimalo, wieść dalej życie, jakie wiedziesz?
— Nie warto panie! Wyrzekam się życia dotyczasowego! — zawołałem — Porzucę chętnie szatańskie nawyknienia za jedno słowo prawdy z ust twoich!
— W dawnych czasach, sędzia dusz, wymierzający kary, dumał w ten sposób: — O gdybym też mógł