Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Biała postać wskazała ku stawowi.
— Spójrz na tego w ponsowej szacie pod samym brzegiem przeciwległym! Był przed dawnym, bardzo dawnym czasem nad Gangą. Spytamy go, czy wrócił tam poraź wtóry?
— Nigdy! — odparł niezwłocznie, zapytany.
— Dlaczego?
— Leć tam sam, a dowiesz się.
— Lećmy razem. Odważę się na tę drogę w towarzystwie twojem! — powiedziała biała postać.
— Udam się tam, ale nie teraz jeszcze — odrzekł.
Z pobliskiego gaju wypłynął korowód postaci, rozwinął się barwnym wężem po łące i zaczął krążyć pośród krzewów, postać ostatnia jasno-błękitna ujęła dłoń białej, ta zaś wyciągnęła z kolei rękę do Kamanity.
— Dziękuję! — rzekł z uśmiechem — Pragnę się narazie jeno przyglądać.
— Spocznij i zbudź się dokładnie! Do widzenia!
Pociągnięta przez błękitną, biała postać odpłynęła wraz z innemi i rozpoczął się taniec napowietrzny. Inne postaci odsunęły się także, pozdrowiwszy życzliwie Kamanitę, by mu dać możność spoczynku i skupienia.