Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podpitych, nie jest wcale środkiem, któryby przychylnie usposobił ojca Nataniela.
„Bądź co bądź“, powtarzał pan Pickwick dla dodania sobie odwagi, „muszę zrobić, co będę mógł! Solennie przyrzekłem synowi, że dziś jeszcze zobaczę się z ojcem. Jeżeli młodzieńcy uprą się towarzyszyć mi, będę się starał, jak można, skrócić wizytę. Zresztą sądzę, iż dla własnego honoru zechcą zachowywać się przyzwoicie!“
Zaledwie pocieszył się w ten sposób, wehikuł stanął przed drzwiami oberży Królewskiej. Kiedy Sam obudził wkońcu Bena Allena i wyciągnął go za kołnierz, pan Pickwick mógł wysiąść. Zaprowadzono ich do przyzwoitego pokoju a pan Pickwick natychmiast zapytał posługacza, gdzie mieszka pan Winkle?
„Niedaleko stąd“, powiedział posługacz. „Jakie pięćset kroków, panie, jest magazyn pana Winkle, nad kanałem, panie. A prywatne mieszkanie, ach! Do prywatnego mieszkania również nie będzie nawet pięciuset kroków!“ Tu posługacz zgasił świecę, by mieć sposobność znów zapalić ją i w ten sposób umożliwić panu Pickwickowi następne pytanie, jeżeli pan Pickwick pytać zechce.
„Czem mogę służyć?“ spytał posługacz zrozpaczony milczeniem pan Pickwicka. „Herbatka? Kawa? Obiad?“
„Nie, dziękuję!“
„Słucham pana. Może zamówić kolację?“
„Jeszcze nie teraz!“
„Słucham pana!“ Posługacz podszedł do drzwi, ale zatrzymał się i zapytał z wielkiem namaszczeniem:
„Mam przysłać pokojówkę?“
„Możesz, jeżeli chcesz!“
„Jeżeli pan chce!“
„I przynieś wody sodowej!“ zawołał Bob Sawyer.
„Wody sodowej? Piorunem!“ i jakby mu ciężar spadł z pleców, że wreszcie dano mu jakieś zlecenie, posługacz natychmiast ulotnił się. Posługacze nigdy nie biegają ani chodzą. Posiadają dziwny i tajemniczy sposób ulatniania się z pokojów, wiadomy tylko im jednym!
Ponieważ woda sodowa zbudziła w panu Benie Allenie pewne słabe oznaki życia, przeto pozwolił sobie umyć twarz i zgodził się, by Sam oczyścił mu suknie. Gdy pan Pickwick i Sawyer usunęli nieład w ubraniu, spowodowany podróżą, wszyscy trzej udali się do pana Winkle. Bob Sawyer zatruwał po drodze atmosferę wyziewami tytoniu.
W spokojnej, bocznej ulicy, o ćwierć mili od oberży, wznosił się stary dom z czerwonej cegły. Drzwi, do których dochodziło się po trzech stopniach, miały u góry napis: „M. Winkle“. Schody były bardzo białe, cegły bardzo czerwone,