Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kapturek z głowy i ukazała oblicze tak cudnej piękności, że wuj gotów był walczyć z pięćdziesięcioma wrogami, byle zdobyć jej uśmiech i umrzeć dla niego! I przedtem już dokazywał cudów, ale gdy zobaczył jej twarzyczkę walczył jak oszalały olbrzym.
„W tej samej chwili młodzieniec w błękitnem ubraniu odwrócił się, a zobaczywszy, że młoda dama ma odkrytą twarz, wydał okrzyk zazdrości i gniewu, zadał jej cios w samo serce, na co mój wuj krzyknął tak, że aż cały budynek zadrżał! Dama odskoczyła lekko i, schwyciwszy koniec szpady błękitnego, zanim zdążył odzyskać równowagę, pchnęła go na ścianę i, odwróciwszy szpadę, przygwoździła nią błękitnego mocno i na fest. Był to wspaniały przykład dla wuja! Wuj krzyknął z triumfem, zmusił swego przeciwnika, by skoczył w tym samym kierunku, i wpakowawszy stary rapier w sam środek wielkiej róży na kamizelce gentlemana, przygwoździł go obok jego towarzysza! Stali tak sobie, moi panowie, machając rękoma i nogami, jak owe figurki, poruszane sznurkiem! Mój wuj często powtarzał później, że to najpewniejszy sposób pozbycia się nieprzyjaciela! Ale i kosztowny, bo się traci jedną szpadę na każdego draba!
„Konie! Konie!“ wołała dama, biegnąc do mego wujka i zarzucając mu swoje wspaniałe ramiona na szyję. „Uciekajmy! Może jeszcze uda nam się uciec!“
Może?“ pyta wuj. „Czyż jeszcze jest kto do zabicia, ślicznotko?“ wujek nie był z tego bardzo zadowolony, bo uważał, że po takiej walce przydałoby się trochę gruchania we dwoje.
„Nie mamy chwili do stracenia!“ mówi ona. „On“ (tu pokazuje na tego w błękitnem), „jest jedynym synem potężnego markiza Filletoville!“
„Obawiam się, kochanie, że nigdy nie odziedziczy tytułu po ojcu!“, powiada wuj, patrząc zimno na młodego gentlemana, który stał przy ścianie w wyżej opisanej pozie. „Zabiłaś dziedzica, najdroższa!“
„Ci łajdacy pozbawili mię domu i przyjaciół!“ wołała młoda dama, a twarz jej oblał rumieniec oburzenia. „Ten łajdak miał mię poślubić wbrew mojej woli!“
„Przeklęta niech będzie jego podłość!“ zawołał wuj, patrząc z pogardą na dziedzica Filletoville.
„Jak pan mógł domyśleć się z tego, co pan widział“, ciągnęła dama, „gotowi byli mię zabić, gdybym zawołała o pomoc! Jeżeli ich wspólnicy odkryją nas tutaj, przepadliśmy! Za dwie minuty może być zapóźno! Konie!“ Z temi słowy, wzruszona przeczuciem tego, co się stać może, i wycieńczona zabiciem młodego markiza Filletoville, zem-