Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Rozumiem“.
„A wiesz na co czekamy jeszcze?“
„Na nic“, odparł Marcin.
To powiedziawszy, Marcin zsiadł powoli z kozła, przywołał chłopca w szarej liberii, otworzył drzwiczki, spuścił schodki, włożywszy do wnętrza karety rękę w łosiowej rękawiczce, wyciągnął damę z taką obojętnością, jak gdyby to był neseser.
„O Boże!“ zawołała dama, „teraz, gdy jestem na miejscu, strach mię ogarnia. Cała drżę, Marcinie“.
Marcin kaszlnął w rękawiczkę, ale innych oznak współczucia nie okazał, stara dama uspokoiła się więc i pokusztykała schodami do Boba Sawyera i Bena Allena, gdzie też dążył pan Marcin. Gdy weszła do sklepu pana Boba Sawyera, panowie Bob Sawyer i Ben Allen, którzy w międzyczasie usunęli wszelkie spirytualja i porozsypywali śmierdzące medykamenty, by usunąć zapach tytoniu, wypadli na jej spotkanie z oznakami zachwytu i zadowolenia.
„Jakże ciotka dobra, że przyjechała do nas!“ zawołał Benjamin. „Pan Sawyer, moja ciocia!... Mój przyjaciel, pan Bob Sawyer, o którym ciotce mówiłem... Ciocia wie, dlaczego...“
Tu Ben Allen, który w tej chwili nie był zupełnie trzeźwy, wymówił imię Arabelli, głosem, jak mniemał, cichym, ale w rzeczywistości tak donośnym, że wszyscy to słyszeli choćby nawet nie chcieli.
„Drogi Benjaminie“, rzekła dama, która miała krótki oddech i drżała teraz całem ciałem, „nie przestraszaj się, moje dziecię... ale sądzę, iż lepiej będzie, gdy się rozmówię z panem Sawyerem na osobności... tylko chwilkę...“
„Bobie“, rzekł Ben, „zaprowadź ciotkę do pokoju“.
„Natychmiast“, odrzekł Bob, poważnym głosem. „Proszę pani, tędy. Niech pani będzie spokojna; jestem pewny, ze potrafimy temu w krótkim czasie zaradzić. Tędy, szanowna pani. Słucham“.
To mówiąc, Bob Sawyer podprowadził starą damę do fotelu, zamknął drzwi, przysunął krzesło, usiadł na niem i czekał opisu symptomów choroby, obliczając, ile na niej zarobi.
Pierwszą czynnością starej damy było wielokrotne potrząsanie głową i zalanie się łzami.
„Rozdrażnione nerwy“, rzekł chirurg ze współczuciem. „Spirytus kamforowy, trzy razy na dzień, a wieczorem napój uspakajający“.
„Nie wiem jak zacząć, panie Sawyer. To tak ciężko, tak przykro...“